czwartek, 13 lutego 2014

Od Jonathan'a do Leny

Od Jonathan'a do Leny


Szedłem ciemną ulicą w stronę baru. Dziś źle się czułem. Kilka godzin temu dopiero przyjechałem. Wszedłem do budynku. Już na zewnątrz śmierdziało alkoholem i dymem papierosowym. Jeszcze tydzień temu bym kompletnie tego nie czuł. Byłem zwykłym człowiekiem żyjącym sobie w spokoju w rodzinnym mieście. Nagle pojawiła się pełnia i stałem się tym czym teraz jestem - wilkiem. Czy chciałem tego? Nie, nigdy o tym nie myślałem. Na początku byłem przerażony. Po pięciu minutach wróciłem do siebie. Od tamtego czasu nadal jestem człowiekiem. Dziś jest pełnia. Pojawi się za kilka minut. Usiadłem przy barze i zamówiłem whisky. Jednak po pierwszym łyku coś mi nie pasowało. Już mi nie smakowało, było wstrętne. Zerwałem się ze stołka i wyszedłem w milczeniu. Niedaleko na obrzeżach miasta rozciągał się las. Postanowiłem się przejść. Nie miałem nic innego do roboty. W starym życiu zostałbym w klubie i upił się do nie przytomności a obudził następnego ranka z kacem. Skoro nic mi nie zostało ze swojego życia postanowiłem żyć od nowa. 
Przeszedłem kilka metrów wgłąb lasu. Panowała cisza. Tylko ptaki od czasu do czasu hałasowały. Pod jedną z jaskiń znalazłem powaloną kłodę. Usiadłem na niej i czekałem. Po kwadransie wyjrzał jasny księżyc. To już teraz - pomyślałem i poderwałem się z kamienia. Jasny blask księżyca opadł mi na twarz. Nic się nie działo. Po kilku sekundach poczułem pieczenie oraz okropny ból. Porównaniem go byłoby złamanie kości. Raz miałem połamaną kość w dziewięciu miejscach, ale to było bardziej straszniejsze i bolesne. Upadłem teraz na ziemię. Grunt był mokry i błotnisty. Zapewne padał niedawno deszcz. Gdy po kilku minutach się podniosłem dostrzegłem łapy zamiast rąk i puszysty ogon. Obejrzałem się wkoło. Nikogo nie było. Przeszedłem kilka metrów niezdarnie się chwiejąc. Gdy już opanowałem kontrole nad sobą zacząłem biec. Zatrzymałem się nad stromą karpą. Nie zdążyłem wyhamować i pośliznąłem się na błocie spadając w dół. Podniosłem się i spojrzałem na łapę. Zahaczyłem nią o ostry kamień przecinając skórę. Zaczęło padać. Ruszyłem powoli przed siebie. Nie wiedziałem gdzie się teraz znajduję. W środku lasu zupełnie sam i do tego nie jestem sobą.       Usłyszałem wycie wilków. Nagle pojawiła się lśniąca para oczu obserwując mnie. Nim zdążyłem podejść i się przyjrzeć zwierzę wyskoczyło zza krzaków i rzuciło się na mnie przygniatając do ziemi. Było ciężkie. Okazało się że to wilk. Był cały oblepiony krwią. Zastanawiałem co mu się stało. Spojrzał na mnie wystraszony i odbił się ode mnie uciekając w mrok. Przestraszył się? Mnie? Podniosłem się i z odrazą zauważyłem że jestem cały w błocie. Usłyszałem jakiś szelest. Kto tu mógł być o tej porze ? Na pewno nie człowiek - pomyślałem. Chciałem zawrócić ale poczułem czyjś oddech za plecami. Odwróciłem się i zauważyłem trzy wilki stojące za mną.
- Czego tutaj chcesz? - warkną jeden z nich stojący na początku.
- Niczego - burknąłem stając twarzą do wilka - A ty ?
- To nasze tereny - powiedziała ostro.
- Przecież ich ci nie zabieram - po chwili sobie coś przypomniałem.
Wcale nie chodzi im o to że coś kradnę a o to że stoję na ich ziemi.
- Właśnie szukałem domu i postanowiłem sobie zawłaszczyć ten kawałek ziemi - powiedziałem z chytrym uśmiechem - Oddasz mi go?
- W życiu - powiedziała i zawyła głośno.
Na jej wycie opowiedziały kolejne inne.
- Niech zgadnę rodzinka? - zapytałem głupkowato - Jak chcesz odzyskać sobie tą ziemię to podejdź bliżej - szepnąłem.
Wilczyca się w ogóle nie ruszyła. Za to podszedł drugi wilk. Spojrzała się na mnie i chyba zaśmiał się
- Coś ci się nie podoba? - powiedziałem.
- Radziłabym ci stąd uciekać - powiedziała.
- Niby czemu?
- Bo możesz nie wyjść z tego cało - szepnęła i podeszła o kilka kroków bliżej.
- A myślałem że zamiana w wilka to była tragedia.. - westchnąłem - Teraz sobie uświadomiłem że rozmawiam z wilkami.
- No i ? - spytała zdezorientowana.
- Nic - powiedziałem bawiąc się błotem - I wy tu mieszkacie? - zapytałem.
- Nie - powiedziała.
- Ach rozumiem - zaśmiałem się - Pewnie ta jaskinia to twój dom - wskazałem kierunek z którego przybiegłem.
Nabrałem błoto na łapę i rzuciłem nim w wilka stojącego najbliżej. Spojrzałem za siebie i ujrzałem wilka który na mnie teraz naskoczył. Padłem na ziemię przy okazji łamiąc rękę a raczej łapę.
- Co ty?! - warknąłem próbując się wyrwać.
- Z niewłaściwymi osobami zadarłeś - ostrzegł.
- Puszczaj - warknąłem zwalając go z siebie i wgryzając w kark.
Po chwili wszystkie wilki się na mnie rzuciły szarpiąc i gryząc.
- Dość - usłyszałem głos a wilki od razu odeszły.
Zerwałem się na równe nogi i pobiegłem z dala od nich. Usiałem kilkadziesiąt metrów dalej. Spojrzałem na swoją łapę. Strasznie bolała. Jak zmienię się w człowieka to będę musiał wybrać się do lekarza. Nie wiadomo czy te wściekłe psy nie miały wścieklizny - pomyślałem. Położyłem się na zimnej ziemi zamykając oczy. Byłem już zmęczony. Miałem nadzieję że do rana wrócę do siebie o ile nikt mnie nie zabije w ciągu nocy.
- Jak się nazywasz? - usłyszałem głos przed sobą.
Otworzyłem oczy i podniosłem łeb. Przede mną stała wilczyca ta sama co na początku ze mną rozmawiała.
- Nie twoja sprawa, ja się nie będę mieszał do twoich spraw, ty do moich - powiedziałem.
- Nadal tu jesteś - zauważyła.
- Już się wynoszę - powiedziałem chłodno - Skoro to twój teren to idę do niedźwiedzi - zaśmiałem się.
Wstałem i westchnąłem. Ruszyłem powoli gdyż przez złamaną łapę trudno było mi złapać równowagę. Nie było mowy o biegu. Nawet jeśli miał by mnie ktoś gonić to i tak bym nie dał rady się obronić. Zatrzymałem się na stromym urwisku. po raz kolejny tej nocy sturlałem się po skałach. Na dole podniosłem się ciężko i stwierdziłem że rozbolała mnie głowa. Zamknąłem oczy a po chwili ruszyłem dalej.
- Zaczekaj - usłyszałem i zobaczyłem wilka.
Płynnie zeskoczyła z wzgórza i podbiegła do mnie.
- Tu też jest twoja ziemia? - spytałem - Już idę dalej i zaraz zniknę stąd - obiecałem ruszając chwiejnym krokiem.
Zobaczyłem pięć wilków tuż za rzeką. Obejrzałem się za siebie wilczyca szła za mną.
- Tam też twój teren? - zapytałem.
- Nie - powiedziała - Nie idź tam - dodała szybko.
- Dlaczego? - zapytałem i wszedłem do wody.
- To nie jest już moja wataha, to nasi wrogowie - dodała szybko.
- To dobrze, skoro ja jestem waszym wrogiem to będę ich przyjacielem - zauważyłem.
Po chwili poczułem czyjeś kły na karku i poczułem że ktoś ciągnie mnie do tyłu.
- Czemu mi nie pozwolisz przejść? - spytałem.
- Bo oni cię zabiją - zauważyła.
- Nonsens - prychnąłem - To wy chcieliście mnie zabić.
- Wcale nie.
- Tak.
- Nie!
- Tak - upierałem się.
- My się tylko broniliśmy - powiedziała.
- Ach tak - westchnąłem teatralnie - To skoro nie mogę tutaj zostać ani przejść do tamtych przez rzekę to co mam zrobić? - spytałem - Jestem waszą kolacją?
- Co? - zaczęła się śmiać.
- To bo e.. wilki zjadają inne zwierzęta i..
- Nie, założę się że jesteś niesmaczny.
- Dzięki - prychnąłem- Pozwolisz mi tutaj zostać do rana? - spytałem - Rano już sobie pójdę i mnie już nie zobaczycie - obiecałem - Nie będę wam przeszkadzał.
<Lena?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz